..
FOTOBLOG Mateusza Haładaja

56 | 81162
 
 
2012-04-25
Odsłon: 1753
 

Wiosna w Hiszpanii

Zakupiona przed wyjazdem Zafira bezpiecznie dowiozła nas do St. Leger, mojego ulubionego rejonu we Francji. Tutaj zaliczyliśmy krótki postój i cztery dni wspinania. Ciepło, słońce, soczysta zieleń i życzliwi ludzie dookoła, czego chcieć więcej do szczęścia?

W ciągu jednego dnia udało mi się przejść Le placard 8a+/b na wschodniej ścianie, by następnego dnia poprawić wynik i wpiąć się do łańcucha sąsiedniego Stiqueul Man 8b – mojej pierwszej 8b OS we Francji. Jeszcze tego samego dnia spadłem na górze z sąsiedniego Abergenief, prawdziwego klasyka rejonu. Jak to z klasykami bywa, skała lubi się na nich miejscami wyślizgać, co też było przyczyną mojej porażki… A mógłby to być mój najlepszy dzień onsajtowy w życiu…

Hiszpania przywitała nas kapryśną pogodą, ale przez dwa pierwsze dni udało mi się powspinać w jaskini. Po raz pierwszy bez zająknięcia przeszedłem start mojej upragnionej drogi – mocne 8c+ w kilku ruchach. Rokowania były całkiem dobre – życiowa forma i trzy tygodnie luzu…

Kolejne dni zlewy przeczekaliśmy miedzy innymi pod dachem w Santa Ana, w sąsiednim Tartareu i Camarasa. Oczywiście wstąpiliśmy do Margalef, gdzie Ela chciała się wspinać przez większą część swojego pobytu, ale nie pozwoliły na to deszcze. Imprezka w Cornudella de Montsant i szybkie wspięcie w Siuranie dopełniły towarzyski aspekt wyjazdu (pozdrowienia dla ekipy z Cornu!).
 



Wspinaczka na Stiqueul man 8b OS, St.Leger. Fot. Paweł Ochman

Tak oto po dwóch wesołych tygodniach z Rybsonem, Markiem i Elą, zostałem sam. Obrałem jedyny słuszny kurs – Cova Gran. Tutaj spotkałem życzliwych Szkotów i Niemca. Wraz z moimi przyjaciółmi z Anglii i Hiszpanii stworzyliśmy doskonałą ekipę - wszyscy wkręceni w trudne projekty (niektórzy przejmowali się jeszcze porażkami Barcy podczas meczu z Madrytem ;-). Atmosfera i warunki były lepsze niż można było sobie wymarzyć. Wiosna dookoła budziła się do życia, a okoliczna roślinność codziennie wybuchała coraz to nowymi barwami. Kilka dni temu ze stropu jaskini spadł na mnie gekon, a zaraz potem spod Opena syknęła na mnie żmija. O tej porze roku Katalonia zapewnia niezapomniane przeżycia estetyczne.

Niestety nie doczekałem się tym razem maków, które swą czerwienią rozlewają się po łąkach i polach tworząc nieziemską oprawę. Podczas ostatniej próby na drodze, już po trudnościach, nie utrzymałem ostatniej klamy i poleciałem 12 metrów. Odpadnięcie skończyło się zupełnie niespodziewanym uderzeniem w ścianę. Cóż może być bezpieczniejszego niż mocne przewieszenie i dynamiczna asekuracja? Okazuje się jednak, że moje obliczenia w pomijaniu wpinek okazały się błędne. Na pogotowiu w Lleidzie okazało się na szczęście, że nic nie złamałem, chociaż wyglądało to wszystko bardzo groźnie. Chrupnięcie kości rozeszło się podobno po całej grocie…
 



Poranna gimnastyka w Cova gran. Fot. Paweł Ochman

Na szczęście miałem wokół ludzi, którzy pomogli mi wrócić do domu. Teraz czeka mnie 3-4 tygodnie rehabilitacji. Do Santa mam nadzieję wrócić pod koniec maja i wspinać się niezależnie od warunków. Kolejny wyjazd uczynił mnie jeszcze mocniejszym, a motywacja mimo porażek wcale nie słabnie.

Dziękuję wszystkim za świetną atmosferę i wsparcie: Rybsonowi, Markowi, Eli, a także ekipie z wysuniętej bazy w Hiszpanii – zwłaszcza Tomowi i Lynne za pomoc i gościnę oraz Rodriemu i Elli za dostarczenie na lotnisko.

Mateusz

P.S. W czerwcowym numerze Gór ukarze się większy materiał dotyczący Santa Linya i mojego sezonu, serdecznie zapraszam.

Więcej wspinaczkowych szczegółów na 8a.nu / ranking

 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 
Stary wyjadacz 2012-04-27 15:01:03
Mateusz ale to się dobrze czyta:) Bardzo fajnie napisane. Zdjęcia jak zawsze bomba. Powrotu do zdróweczka życzę
Adam Kokot 2012-04-26 10:03:37
fajne foty, pozdrawiam


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd