..
FOTOBLOG Mateusza Haładaja

56 | 81153
 
 
2012-03-01
Odsłon: 1588
 

Santa Linya – dogrywka

Ponieważ do Hiszpanii przyjechałem sam, w pierwszym tygodniu postanowiłem dołączyć do zaprzyjaźnionej śląskiej ekipy w Margalef. Pierwszy dzień przywitał mnie solidnym opadem śniegu i ujemną temperaturą w ciągu dnia. Na szczęście hiszpańskie słońce szybko osuszyło jedyny osłonięty od wiatru sektor les Espadelles, a nadzwyczaj wesoła atmosfera i winna kuracja zaowocowała moim najtrudniejszym, zupełnie nieoczekiwanym przejściem onsajtowym. Rocaina dura to nowa, 30-metrowa, wywalona w kosmos droga autorstwa Daniego Andrady. Pomyślałem o niej jako dobrym celu na szybkie RP, ale wszystkie dalekie przechwyty same układały się w sensowną całość, a gdy na ostatnich ruchach moje przedramiona były twarde jak beton, a jedyne o czym myślałem, to jak daleko spadnę (wpinki są co 6 metrów), usłyszałem z dołu znajomy, przenikliwy głos wołający: Venga! Venga Machina! a Muerte!!! wiedziałem, że muszę dać z siebie wszystko gdy dopinguje mnie sam autor drogi. Tak właśnie udało mi się wpiąć do łańcucha mojego pierwszego 8b/b+ OS, a to wszystko w zakręcanych „butach narciarskich”. Teraz jeszcze pozostało dopełnić tradycji i złożyć wizytę u lokalnego producenta wina…

Wesoły tydzień w Margalef upłynął w mgnieniu oka, a myśl o Cueva Gran majaczyła w mojej świadomości od pierwszych dni wyjazdu.

W Santa Linya dołączyłem do znajomych Norwegów, by w bardziej już „sportowej” atmosferze skupić się na realizacji głównego celu. Pierwszy „luźny” dzień przyniósł mi bardzo miłą niespodziankę, kiedy to udało mi się przejść dwie drogi 8b OS. Był to mój najlepszy onsajtowy dzień w życiu…

Kolejne 10 dni konsekwentnie spędziłem na ciężkiej pracy i 100% koncentracji nad cholernie trudną linią 9a, którą sobie wybrałem… Mimo, że starałem się „otworzyć swój umysł”, wielokrotnie spadałem na ostatnich przechwytach drogi czując, że następnym razem przeciwnik na pewno ulegnie. Niestety bardzo intensywne walka przez kilka dni zaowocowała spadkiem formy i ostatecznym powrotem do domu „na tarczy”. Mimo braku realizacji tego najważniejszego celu, mam poczucie, że nigdy w życiu nie miałem tak dobrej formy. Na szczęście kolejna możliwość konfrontacji szykuje się już niedługo…

Dziękuję wszystkim za doskonałe towarzystwo na wyjeździe, zwłaszcza ekipie śląskiej: Wycisiowi, Kajtkowi, Irkowi, Cirrusowi, Maksiowi, Dymkowi, Arczibaldowi i oczywiście Rybsonowi za pomoc w codziennym rozwiązywaniu „problematu baniaczka”, oraz Hanie, Heningowi i Szwedzkiej ekipie za rodzinną atmosferę w Santa i motywowanie do walki.

Mateusz

 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd