Francja to chyba nasz ulubiony kraj w Europie. Mimo że razem z Elą spędzamy ostatnio sporo czasu w Hiszpanii, to właśnie francuskie klimaty zawsze pociągają nas najbardziej. Zgodzę się, że tutejsze wspinanie nie jest może tak wybitne jak po drugiej stronie Pirenejów, a ludzie bardziej zamknięci, to jednak cała otoczka i możliwość obcowania z tutejszą kulturą sprawiają nam dużo radości.
Znów wylądowaliśmy w świetnym St. Leger du Ventoux – miejscu doskonałym na krótki wakacyjny przystanek w drodze na Zachód. Tym razem dołączył do nas Krzysiek i w takim czilałtowym składzie eksplorowaliśmy kolejne zakątki kanionu. Najgościnniej powitała nas oczywiście ściana północna, jedyny sektor, który znajduje się cały dzień w cieniu i stwarza przyjazne warunki podczas trzydziestostopniowych upałów. Ja byłem jednak bardziej ambitny i za główny cel działania wybrałem imponujący mur wystawiony na stronę południową...
Codzienny kawowo-omletowy rytuał długo utrzymywał nas w porannym letargu, spręż wspinaczkowy pojawiał się czasami dopiero koło siedemnastej. Był to doskonały moment, żeby po małej rozgrzewce atakować przewieszone klasyki na głównym murze, którego okap wtedy zaczynał rzucać cień. Jedynym warunkiem ewentualnego powodzenia było pozbycie się zbędnych części ubrania, choć i tak kanion przypominał wielką saunę, przed którą nie dało się uchronić. Na szczęście w drodze powrotnej można było zamoczyć spocone ciało i zrelaksować się w miejscowym jacuzzi – specjalności rejonu.
Ela z Krzyśkiem powoli wspinali się po szczeblach francuskiej skali, ale ja utknąłem gdzieś pomiędzy 7c+ a 8a. Jednym słowem po czterech nieudanych próbach prowadzenia uświadomiłem sobie, że to czego doświadczyłem, nazywa się kryzysem formy. Smutna prawda nie ostudziła jednak moich zapałów. Spróbowałem czegoś w czym czułem się w tym sezonie zdecydowanie lepiej – trudnym RP. W owym momencie "trudnym" mogłem nazwać swój projekt – stromy przewis Foetus trou du cus 8b+. Pierwsze przystawki nie rokowały szybkiego sukcesu, ale kiedy wypociłem na drodze odpowiednio dużo prób, mogłem cieszyć się z przejścia pięknej linii i odetchnąć z ulgą.
Tydzień w Leger minął jak zawsze w kilka godzin, tymczasem czekały na nas nowe rejony i nowe wyzwania w Hiszpanii. Po drodze zahaczyliśmy o Tarn i jak zwykle odwiedziliśmy wiele ciekawych zakątków, w których czas zatrzymał się w średniowieczu – to właśnie jest Francja, jaką kochamy!
Najważniejsze przejścia:
Foetus trou du cus 8b+ RP
Cool frensie 7c+/8a OS
Des colos pour echapper Au blues 7c+/8a OS
Les chercheurs d’eufs 7c+ OS (najpiękniejsza droga w Leger)
KOMENTARZE
Lukasz Warzecha - LWimages 2009-12-23 12:53:34
Jak zwykle Mateusz... Swietny material foto!
pozdrawiam
lw